Uczciwa konkurencja i równe traktowanie wykonawców, to zasady ustawowe wynikające z dyrektywy, ale my jesteśmy cieniutcy pod wzgledem finansowym i dlatego do nas one nie bardzo pasują. Ustawa to przepisy dla wszystkich, ale nie czarujmy się, że gro zamówień pomimo internetu itp. realizują firmy inne niż lokalne. Wynika to z prostej przyczyny, koszty. Zamówienie nawet za 200 000 nie przyjedzie do nas wykonać firma np z Warszawy, która ma umowy partnerskie z tym, czy z tamtym producentem materiałów budowlanych, co pozwala jej na obniżenie kosztów. A nawet jeśli będzie zainteresowania takim zamówieniem to jej koszty pośrednie sprawią, że wcale nie będzie konkurencyjna.
Jak już wspomniałem wcześniej większość zamówień realizują lokalni wykonawcy, a moim zdaniem producent to nie wykonawca. Więc w jaki sposób ograniczamy uczciwą konkurencję wskazując produkt, który chcemy kupić? Jak ograniczam konkurencję firmom budowlanym wskazując konkretną farbę do malowania pomieszczeń, konkretny wzór glazury, czy terrakoty. To ja bedę użytkował łazienkę i chcę żeby była ładna, chcę się w niej czuć dobrze.
Nie spotkałem się z lokalnym wykonawcą, który dostarczałby produkt tylko jednego producenta np. tonery HP i nie miał w swojej ofercie tonerów np Activ Jeta lub innych zamienników. Zatem jak ograniczam konkurencję podając producenta toneru? Po co kombinować skoro można rzecz nazwać po imeniu?
Równe traktowanie wykonawców, to nawet w świetle przepisów ustawy lekko naciągana zasada.
Cociażby poprzez możliwość żądania wykazów wykonanych zamówień w okresach 3 i 5 lat. 3 i 5 lat to długo. Firma może już nie być taka sama jak wówczas. A co z firmami, które obsługują znaczną część rynku, są prężne i mają potencjał, tylko, że działają dopiero rok lub dwa na dużą skalę ale realizując niewielkie kontrakty za to w znacznych ilościach? Dlatego, że są dobrzy wypierają konkurencję, ale u nas przepadna, bo nie mają dużych kontraktów, a zatem doświadczenia. To nić, że obrót ich jest nieraz wyższy od tych z "doświadczeniem" u nas nie mają szans.
Tak właśnie wygląda równe traktowanie wykonawców w świetle ustawy.
Zasady tworzone są w taki sposób zeby miały zastosowanie do wszystkich zamówień, ale jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. Wszystkie zasady tak tworzone służą pewnej grupie, a nie wszystkim. Te służą tylko dużym wykonawcom i przy naprawdę dożych zamówieniach spełniają swoją rolę.
Zatem wyłączenie zakazu posługiwania się znakami towarowymi czy nazwami producentów np. dla postępowań o wartości do 60 000 euro powinno nie tylko usprawnić procedurę udzielenia zamówienia ale równiez poprawić jakość otrzymywanych w ich wyniku dostaw towarów, usług i robót. Wtedy właśnie będziemy mogli naprawdę racjonalnie wykorzystywać środki publiczne, celowo i oszczędnie, a nie tak jak obecnie.
Nikt nie wciśnie zamawiającemu tandety jeśli on sam na to się nie zgodzi. Jeśli oczywiście będzie go stać na dobry towar.
Powinna się również podnieś ogólna jakość produktów. Obecnie wielu producentów tnie koszty produkcji kosztem jakośći. Produkują tanio właśnie pod zamówienia publiczne. Jeśli będziemy żądać towaru uznanego to będą zmuszeni podnieść jakość, poszukać gdzie indziej redukcji kosztów i wyrobić sobie markę na rynku.
Czy to coś złego zmuszać producentów do podnoszenia jakości? Sami prywatnie czasem też nacięliśmy się na takie buble, które niby miały być tym czego oczekiwaliśmy, a po kilku dniach, tygodniach, miesiacach okazywały się niewypałami.
Popytać należy rzeczników praw konsumenta z jakimi bublami mają do czynienia.
Pozdrawiam
P.S. Cieszy mnie fakt, że nie jestem osamotniony w moim rozumowaniu i racje przyznaje mi ktoś, kto na zamówieniach publicznych, mówiąc kolokwialnie "zjadł zęby".